Gdy 5 lat temu urodził się Jaś, sprawa była prosta. Na co dzień idealnie sprawdzał się wózek, na wyjazdach dodatkowo nosidło, chociaż i tak często najlepiej było na rękach u mamy czy na barana u taty ;)
Gdy na świecie pojawiła się Ania, Jaś miał 2,5 roku i potrafił już samodzielnie przetuptać niemałe dystanse, jednak czasem każde dziecko jest zmęczone i potrzebuje wytchnienia. Nie zawsze jednak była możliwość wzięcia go na ręce, zwłaszcza w pojedynkę praktycznie nie jest możliwe jednoczesne niesienie zmęczonego dziecka i pchanie wózka z drugim w środku. Każdy rodzic o tym na pewno coś wie. Czuliśmy, że czas poszukać bezpieczniejszych rozwiązań, które pomogą nam przechodzić przez jezdnię i wygodniej mijać się z innymi wózkami czy rowerzystami. Po wielu godzinach, a może nawet dniach reaserchu wybór padł na wózek dwuosobowy. Niestety, już po pierwszych kilku spacerach wiedzieliśmy, że daleko mu do osiągnięcia miana idealnego rozwiązania. Wózek był mało zwrotny, trudno się go prowadziło. Gabarytowo był większy od pojedynczego, co można było nieprzyjemnie odczuć na zatłoczonych chodnikach, w alejkach sklepowych czy na parkingu, gdzie nie miał szans zmieścić się między autami. A pozostając w temacie aut – zajmował również dużo miejsca w bagażniku. Na szczęście w naszym S-maxie udało się wszystko tak spakować że jechaliśmy na wakacje bez dodatkowego bagażnika na dachu, ale wiem, że w znakomitej większości innych aut byłoby to niemożliwe. Mimo wszystko, dopóki Ania jeździła w gondoli, to rozwiązanie było znośne i przetrwaliśmy tak około pół roku. Czas na zmiany przyszedł, gdy Ania awansowała na spacerówkę. Już samo siedzisko zwyczajnie nam się nie podobało. Z fizjoterapeutycznego punktu widzenia, dziecko miało w nim nie do końca dobrą pozycję, mieliśmy wrażenie, że w każdej chwili może wywinąć fikołka. Z Jasiem tego nie zauważyliśmy, gdyż był dużo starszy i zdecydowanie lepiej panował już nad swoim ciałem, gdy przesiadł się do spacerówki. Poza tym Jaś jest aktywnym chłopcem i w spacerówce spędzał dużo mniej czasu od Ani. Wolał przemieszczać się rowerkiem czy hulajnogą albo po prostu spacerując obok wózka. W spacerówce tylko odpoczywał, natomiast dla Ani miał to być główny środek lokomocji co najmniej przez najbliższych kilka, kilkanaście miesięcy. Ponownie czekały nas zmiany...
Wróciliśmy do poprzedniego, „tradycyjnego” jednoosobowego wózka i zainwestowaliśmy w dostawkę. Dostawka do wózka to popularne rozwiązanie. Na spacerach często je widywaliśmy u innych, choć nie znaliśmy osobiście nikogo, kto by miał dostawkę do wózka i mógłby się podzielić opinią. Przy wyborze dostawki kierowaliśmy sie opiniami internetowymi, a już kliknięcia i trzy dni później staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami takiej dostawki!
Nasza radość nie trwała jednak zbyt długo. Przyznajemy, że dostawka nie jest z gruntu zła i w porównaniu do poprzednich rozwiązań, ma swoje zalety. Jak choćby taką, że zajmuje mało miejsca. Jednak również i dostawka do wózka pozostawiła nam wiele do życzenia. Prowadząc wózek, obijaliśmy się o dostawkę nogami. Podczas gdy dziecko stało na dostawce o wjeździe na krawężnik, nie było nawet mowy, o autobusie czy tramwaju nie wspominając Jest mało zwrotna, stosunkowo ciężka i – znów – budziła nasze wątpliwości w zakresie bezpieczeństwa. Wyobraźcie sobie zmęczone dziecko, które chcąc odpocząć, musi stale kontrolować swoją postawę i utrzymywać pozycję stojącą na dostawce. oczywiście mogliśmy dokupić dostawkę-siedzisko, ale to kolejny niemały wydatek, a nadal byłoby nam nieporęcznie, ciężko i niewygodnie. Nie bez znaczenia był tu też charakter dziecka. Nasze maluchy cechują się dużą ruchliwością, zdecydowaniem i spontanicznością, co napełniało nas strachem, gdy nagle, bez ostrzeżenia Jaś postanawiał opuszczać dostawkę ( o zgrozo!) podczas jazdy! A od tego już blisko do wielkiego bam! A potem płacz, plasterek i znienawidzenia tego środka lokomocji i głośne "Mamaaa, na ręce!". A to jedynie najbardziej optymistyczny ze scenariuszy.
Także… znowu pudło. Pytaliśmy rodzinę, znajomych, przeglądaliśmy najdziwniejsze zakątki Internetu i gdzieś trafiliśmy na zdjęcie dziecka siedzącego w kawałku materiału rozwieszonym na rączce wózka. To nas zainspirowało. Oczarowało nas takie rozwiązanie! Mama, jako doświadczony inżynier budowy wie, że czasem trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i nabyć nowych umiejętności. W tym przypadku było to szycie. Zanim powstał hamak do wózka w formie, w jakiej prezentujemy go Wam dziś, trzeba było wykonać kilka prototypów i mnóstwo jazd próbnych w różnych warunkach. W końcu się udało, uszyliśmy kilka egzemplarzy i ze spokojem ruszaliśmy na najróżniejsze wyprawy nie martwiąc się już o wygodny odpoczynek dla dzieci. Gdy na świecie pojawił się Mikołaj, trochę się martwiliśmy. Ania miała niecałe 2 latka i wcześniej nie korzystała z hamaka. Ponadto nie byliśmy pewni, czy sprawdzi się to przy gondoli, gdyż do tej pory używaliśmy hamaka wyłącznie w połączeniu ze spacerówką. Ale już po pierwszym spacerze byliśmy spokojni – Ania również pokochała hamak! Wsiadają do niego z Jasiem na zmianę nawet teraz, gdy Mikołaj skończył już rok.
Byliśmy niezmiernie dumni z siebie i naszego pomysłu na wspólne długie spacery. Pochwaliliśmy się znajomym rodzicom maluchów, którzy mieli podobne doświadczenia z wózkami i/lub dostawką do wózka. Od razu zażądali własnego egzemplarza hamaka. Później dzwonili do nas i mówili „Musicie zacząć sprzedawać hamaki – są o wiele wygodniejsze niż dostawka do wózka! po niedługim czasie dostawaliśmy wiadomości, że koniecznie musimy zacząć masową produkcję. Każdy kto testował nasz hamak, spotykał się z zapytaniem na spacerze, gdzie takie coś można kupić. Tak zrodził się pomysł, aby podzielić się rozwiązaniem idealnym z szerszym gronem i oto jesteśmy tak oto jesteśmy. Mazelaki, którzy pokochali hamaki! Dziś czujemy się zobowiązani podzielić się z Wami możliwością swobodnego spacerowania z dziećmi, oczywiście z HAMAKIEM - MAZELAKIEM. Do każdego egzemplarza dokładamy kawałeczek serca. Serca, które szczęśliwie rośnie z każdym wyprodukowanym hamakiem, z każdą pozostawioną opinią, z każdą Waszą historią, którą się z nami dzielicie i pozwalacie nam być jej częścią.